czwartek, 4 października 2012

Town of Runners, czyli motywacja na wyższym poziomie

Na Expo przed maratonem kupiłem płytę dvd z filmem "Town of Runners". Wcześniej widziałem trailer, który zapowiadał fajną, biegową opowieść:


W skrócie, film jest opowieścią o mieście Bekoji, mekce etiopskich długodystansowców trenowanych przez Sentayehu Eshetu. Spod jego ręki wyszło kilku mistrzów olimpijskich, m.in.  Kenenisa Bekele i Tirunesh Dibaba. Bekoji, to w oczach Europejczyka, zaniedbana mieścina z jedną asfaltową drogą, którą budują Chińczycy. Szkoła trenera Eshetu to las, górka i bieżnia, która ciągle zarasta trawą. 

Jednak to nie trener, nie ubogie miasto, ale dwie dziewczyny, Hawii i Alemi są głównymi bohaterkami filmu. Ich urok, naturalność, pewna naiwność, sprawiają, że ogląda się go bardzo dobrze. Dziewczyny mają wielkie marzenia, które można zrealizować tylko ciężką pracą.

I tu fenomenalnie przedstawione są różnice w podejściu do biegania między nami, ogólnie światem zachodnim, a Afrykańczykami. Dla dziewczyn z Bekoji trening to sprawa życia i śmierci. Ich wyniki decydują o tym, czy wieczorem nie będą zasypiały głodne. Motywacja jest na najwyższym poziomie, bieganie może być przepustką do świata z ciepłą wodą, wygodnym posłaniem i dobrym jedzeniem. Dla większości trenujących w Bekoji jest to oczywiście złudzenie, żyć z biegania mogą tylko najlepsi.

My mamy wszystko i biegamy dla własnych celów, chwili zapomnienia, przyjemności. Dla Etiopczyków każdy bieg to szansa, by nie tylko „być", ale i zacząć coś mieć".

2 komentarze: